Geoblog.pl    mayli    Podróże    Chiny, Hong Kong, Makao 2006    aero...płot
Zwiń mapę
2006
24
sie

aero...płot

 
Rosja
Rosja, Moskwa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1150 km
 
ierwszy etap mojej małej wielkiej wyprawy w całkiem nieznane.
Lot jak to TU 154 - szarpany, nieco trzęsący ale znośny albo może tak: w porównaniu z poprzednim tym samolotem to w sumie komfort.
Miejsce przy oknie proszę- dziękuję miło w końcu to rodzimy Chopin, a nie byle co, jak się później miało okazać wyraz byle co zastąpi to nie Moskwa przecież.
Pierwsze wspomnienie dzisiejszego poranka raczej marne- grahamka, kawa z mlekiem, niewyspanie i boląca głowa- powiedzmy ze nic szczególnego i to cieszy - po co po tygodniu myśleć a w domu to jest na pewno lepiej
Aeroflot to niezwykle dziwna linia lotnicza - jest w niej parę niespotykanych nigdzie indziej folklorystycznych wtrętów, które dodają kolorytu. Na pokładzie mam podobno spędzić w sumie 10 godzin - myślę długo ale, że jeszcze pomiędzy gdzieś tułając się po lotnisku 4 godziny to sytuacja moja nie przestawia się zbyt kolorowo.
Powracając- szanowna Pani stewardessa na pokładzie z niesłychanie nieszczerym uśmiechem ukazującym rząd nieco nierównych rosyjskich koronek zaproponowała zajęcie miejsc. Po paru chwilach jej równie sympatyczna koleżanka rozpoczęła realizowanie swoich niespełnionych marzeń mikrofonowych i nieprzerwanie przez 1h15min dawała upust swojej pasji wykrzykując nie zrozumiałe dla nikogo poza nią komendy-nic to. Po przetłumaczeniu rosyjskiego na dwa inne języki- pomimo starań nie wiem, na jakie udało nam się dotrzeć na lotnisko i wylądować szczęśliwie.
Lotnisko wielkie- tzn. może nie olbrzymie ale za to ruch transferowy można określić mianem: dla wytrwałych- po obwodzie 10 minutowy spacer marsz do okienka. Oczywiście wrodzony optymizm kazał mi się cieszyć, bo to kolejne 10 minut sprzeniewierzone i czas oczekiwania odpowiednio krótszy.
W okienku transferowym miła i znowu naturalnie uśmiechnięta Rosjanka - poliglotka a jakże - nauka języków w Rosji to chyba sport narodowy- rzuca od niechcenia: wido ili sredek? Na myśl przychodzi mi wolne tłumaczenie: na zewnątrz czy w środku samolotu? Ale zaraz przychodzi otrzeźwienie - musiała wyglądać jak kretynka z oczami w 5 złotych bo Pani nieco zniecierpliwiona powtarza znacznie głośniej: WIDO ILI SREDEK?? Ach no tak trzeba było od razu…odziedziczona inteligencja pozwoliła mi wywnioskować: od okna czy od środka…oddycham z ulgą wybieram miejsce przy oknie i przechodzę dalej. Przed nosem wyrastają mi szklane drzwi bez klamki, wajchy, pokrętła z kabelkami - nie wyglądają jak cud techniki ale są …okazuje się że trzeba zaczekać i podejdzie chyba Pani albo to był Pan (upss)i ocierając buzię z resztki porannej kanapki (jest w końcu dopiero po 9) otworzy nam drzwi magiczne - samemu nie nada.
Podróż samolotem z Moskwy do Pekinu mija niezwykle sympatycznie acz nieco męcząco i przyczyna nie leży po stronie wyjątkowo tym razem udanego personelu i wspaniałego nowego jeszcze gdzieniegdzie ofoliowanego samolotu- siedzi obok mnie niezwykle miły, inteligentny i jakże gadatliwy biznesmen z Moskwy, który podczas tej zdecydowanie jak się okazało za długiej podróży zdołał opowiedzieć mi wszystko o swoim domu, rodzinie, znajomych , pracy, pozycji jogi, nawykach śniadaniowych i wnukach rzecz jasna. Gdyby nie przerwa na posiłki pewnie dałby radę opowiedzieć mi historię wszystkich swoich żyć i wprowadzić w tajniki kwiatu lotosu- bez skojarzeń oczywiście.
Wspomnieniem niezapomnianym będzie przejście z dnia w noc i widok jakże blisko, jakże bliżej piękna nieba rozświetlonego milionem gwiazd i poczucie, że tak w dole jest spokój cisza i piękno- bo to przecież Syberia.
Widok pierwszej i ostatniej spadającej gwiazdy daje nadzieję na udany lot i szczęśliwe zakończenie tej mojej małej podróży.
Pomijając 1,5 godzinne turbulencje uniemożliwiające wypełnienie deklaracji celnej i wypicie 10-ej kawy lot upłynął bardzo leniwie. Panie stewardessy prześcigały się (myślę, że to były otwarte międzynarodowe zawody) w tym kto więcej zje i wypije.
Pod koniec lotu nad terytorium Chin podobno- sprawdzić ciężko będąc na wysokości przelotowej 11.000 metrów Panie dokarmiające podetknęły mi wzruszający i wymagający szczerości papierem pod tytułem: zwierzenia z alkowy.
Pytania nieco podchwytliwe wzbudzały ogólne poruszenie wśród pasażerów: kiedy ostatni raz Pan/Pani dotykał bądź przytulała ptaka? Jeśli tak to ile razy? Na litość boską mówię sobie co za kraj - potem po ponad dwóch tygodniach nic mnie już nie zdziwi.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
mayli
kasia kozłowska
zwiedziła 6% świata (12 państw)
Zasoby: 31 wpisów31 1 komentarz1 40 zdjęć40 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
01.11.2008 - 20.11.2008
 
 
23.08.2006 - 10.09.2006