Geoblog.pl    mayli    Podróże    Chiny, Hong Kong, Makao 2006    a czemu oni się mnie tak boją
Zwiń mapę
2006
28
sie

a czemu oni się mnie tak boją

 
Chiny
Chiny, Pekin
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6941 km
 
Czuję się na dzień dobry, do widzenia, dobry wieczór, miłego dnia, jak jakiś potwór obleśny, jak E.T. jak zmutowany gad, ha wiem ja jestem bazyliszek albo lepiej senna mara zjawa Mao.
Czemu?
Chińczycy odkąd tutaj jestem, czyli 5 dzień unikają mojego wzroku jakby ich miała zakląć w nie wiem co
Żaden z nich zwłaszcza mężczyzna na mnie nawet nie spojrzy i nie żeby miała straszną potrzebę wzbudzania zachwytu i zainteresowania ale przydałoby się czuć że się nie jest niewidzialnym. Wzbudzam szepty pokątne, lekkie niedowierzaniem (wszakże jak na ichniejsze standardy jestem dosyć wysoka) ale spojrzenia brak ani ani, nic - trudno. Na dworzec udaję się metrem rzecz jasna i pomimo nagabywań taksówkarzy nie zamierzam sobie odmówić takie przyjemności - o 18 mam pociąg musze być nieco wcześniej, więc wyjdę sobie o 16- słusznie jak się okazało, bo z metra do dworca jest około 1,5 kilometra na piechotkę z walizeczka ale za to w linii prostej od niego więc nie sposób się zgubić a jak już coś się dzieje zgubieoniowego to za plecami ma się największym na świecie chyba zegar słoneczny którego pomimo usilnych starań nie sposób nie zauważyć więc jak coś to bez problemu, oczywiście zapomnijmy o rozmowach z Chińczykami- łatwiej się dogadać z kamieniem milowym.
Na dworcu: jedyne, co mogę powiedzieć to ze tłok, że tłok i jeszcze, że może tłok. Jeżeli ktoś miałby ochotę zapisać się w annałach i wykonać jakiś duuży zamach terrorystyczny to podpowiem idealną lokalizację: Beijing-Xi. Super miejsce, dogodne, kilka tysięcy osób ciało przy ciele. Na hasło „pociąg podstawili odjeżdża już za godzinę” wszyscy dosłownie biegiem pomknęli do wejścia i taranując co po niektórych dotkliwie pobiegli nie wiem po co (przypominam że jesteśmy już na dworcu więc zupełnie nie rozumiem tego rozgardiaszu)- no państwo kochani gorzej niż na porannym targu jajecznym.
A w pociągu: luksus. Jadę średnią klasą dwa razy tańszą niż pierwsza myślę, że to tutaj odpowiednik naszej drugiej, czyli bez przesady. Do dyspozycji mam wygodne łóżko, powierzchnię na stoliku, gorącą wodę, świeżą pościel, święty spokój, piękne widoki i niezamykane przedziały. Jest super, ludzie unikają standardowo mojego wzroku, więc całą prawie podróż spędzam bez słowa. Nikt nie rozumie za bardzo po angielsku. Przed wysiadaniem po 36 godzinach powiem słowo yes i to będzie drugie słowo, jakie wypowiedziałam w czasie podróży. Pierwsze również oryginalnie: yes w pociągu do zaniepokojonego kontrolera. Zaniepokojonego oczywiście moja osobą a jakże. Robie zapewne niezwykle inteligentne wrażenie na tubylcach - trudno się mówi, nie przyjechałam tu w końcu reprezentować mniejszości polskiej w fabryce wszystkiego.
Widoki z okna zachwycające: podoba mi się droga w okolicach Guilin góry zachwyt nad zachwytami- szkoda tylko, że szyby takie brudne i zdjęcia wyjdą jak się później okaże tragiczne- coś za coś myślę sobie.
Spostrzeżenia:
- zasada jest prosta: najpierw wchodzimy do pociągu/metra/autobusu/samochodu a potem wbrew logice z niego wychodzimy, jeśli oczywiście mamy jeszcze jak i mamy nadal ochotę i pojazd jeszcze jest cierpliwy i na nas czeka- odwrotnie niż w Polsce, choć ostatnio już bym nie była taka pewna.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
mayli
kasia kozłowska
zwiedziła 6% świata (12 państw)
Zasoby: 31 wpisów31 1 komentarz1 40 zdjęć40 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
01.11.2008 - 20.11.2008
 
 
23.08.2006 - 10.09.2006