W Hong- Kongu to jest chyba tak jak w całych Chinach- albo je kochasz albo nienawidzisz. Ja kocham, całym sercem, czuję się tutaj jak u siebie, mam swoje miejsca, zakątki których nie chce za nic zapomnieć, swoje ulubione jedzonko, tylko czekolada za nic mi nie wchodzi- cóż.
HK wchłania, chodzę po ulicach, bazarach, pachnie kwiatami, pieczenie, jest gwarno, ludzie się spieszą, mijają mnie niedbale, jest wspaniale…z minusów, bo są jak wszędzie: jestem zgrzana do granic, wilgotność to jakiś masakra tutaj, a ludzie chińscy chodzą w swetrze bo jest 30 stopni- chłód, czarne bluzka odpadają- wychodzi ze mnie sól, a właściwie to chyba morska sól- cóż mieszkam w końcu na nabrzeżu prawie że
Odpoczywam, delektuję się, pierwszy raz czuję, że jestem tutaj - tu gdzie ludzie mają sto kolorów skóry, że w Chinach, że HK, ze sama, dociera to do mnie, idę za ciosem - jest wspaniale.