Geoblog.pl    mayli    Podróże    Chiny, Hong Kong, Makao 2006     pani walizeczka
Zwiń mapę
2006
03
wrz

pani walizeczka

 
Chiny
Chiny, Guangzhou
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9094 km
 
Wracam do znienawidzonego, rozczarowującego, zasmucającego- Guanghzou.
Jedziemy równie szybko jak poprzednio z tym, że teraz jest więcej samochodów, jedziemy, więc poboczem, kurzy się, smuży, - jednym, słowem: ajuto.
Oczywiście jak wjeżdżamy do miasta to zaczynam żałować, że już się nie da tak szybko jechać. Teraz człapiemy się noga za nogą, bo są oczywiście korki a korki w Chinach przypominają nieco polskie tylko skala ich jest znacznie większa- jak wszystko.
W związku z tym, że tak mocno rozczarowałam się poprzedniego dnia to tym razem zarezerwowałam sobie noclegi zawczasu telefonicznie- z HK są najtańsze połączenia między krajowe, kontynentalne i międzymiastowe, jakie tylko można sobie wyobrazić. Za 10 złotych porozmawiałam z:
- siostrą w Polsce
- siostrą raz jeszcze w sumie 10 minut
- panią w hostelu w Kantonie- 5 razy
- siostrą raz jeszcze tak na zapas
- mamą 5 minut…
Powracając do Kantonu- po wyskoczeniu z autobusu miałam 1,5 godziny żeby dotrzeć do hostelu. Wydawałoby się niedaleko, dwie przesiadki ale wszystko w ramach metra- zobaczymy. Efekt: ledwo zdążyła: chińczycy mają w swojej naturze jedną okropną cechę: wydaje mi się że nie wpadli na pomysł, że można sobie ułatwiać życie- lubią sobie utrudniać. Budują strome schody bez podjazdów, moja walizeczka po wyprawie z metra na wyspę wyglądała jak po przeprawie przez amazońską dżunglę bez kasku. Kładki, wyjścia, wejścia, przejścia podziemne- nie przystosowane do takich jak ja i jak moja Pani walizeczka towarzyszka, która powoli zaczyna mieć dość i woła o pomstę do fabryki ani tym bardziej do wózków tylko ze jak dotychczas nie widziałam żadnego wózka w Chinach…. Po przedłużonym człapaniu zmęczona i nieco obolała dotarłam na miejsce.
Mieszkanko mam na Shamian Dao- przyjemnie, turystycznie, czysto a jednocześnie wiejsko, swojsko, nad rzeką- gekon przy poduszce plus banda małych komaro -mrówek. Mieszkam z wieloma osobami standardowo- tym razem jednak: same chłopy- i kto mówił, że życie nie rozpieszcza.
Kanton ja zwykło się mawiać o Guangzhou rozczarował mnie po raz drugi z tym że tym razem zdecydowanie pozytywnie. Miasto mnie oczarowało, spokój a jednocześnie rzeka i świeższe powietrze dodatkowo utwierdziły mnie w przekonaniu że jest pięknie w Chinach.
Miasto tętni życiem nieco wolniej, jest przy okazji uzupełnione o cos w podobie rynku czy starówki więc już pierwszego dnia dopadłam wielonogie owoce morza na patyku czyli bambu-steki (satai-e). Były znakomite pełne, soczyste, popieprzone na zielono dla dopełnienia smaku i talii polane obficie oliwą- mniam.
W hostelu podobno mogę kupić bilet na pociąg, więc zamawiam i zaczyna się relaksować i korzystać z pięknej okolicy.
W hostelu jest miło, bardzo gorąco i choć klimatyzator na ścianie niestety zaduch w pokoju nie do wytrzymania powód- kolega z Kanady studiuje na sobie postępującą hipochondrię i zabronił na jakąkolwiek aktywność chłodzącą…cóż niestety w grupie trzeba umieć chodzić na kompromisy, a gdy dołączysz do tego empatię to wychodzi Ci upał uszami.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
mayli
kasia kozłowska
zwiedziła 6% świata (12 państw)
Zasoby: 31 wpisów31 1 komentarz1 40 zdjęć40 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
01.11.2008 - 20.11.2008
 
 
23.08.2006 - 10.09.2006