Zacznę od spostrzeżeń:
- jak zawsze upewniam się w przekonaniu, że Chiny to jedna wielka podróbka i słowo „fake” opisuje wszystko znakomicie
- Chiny są też jedną wielką pralnią, pranie jest kolejnym narodowym sportem a skarb to proszek do prania (lub nie wnikam co) służy jak wywabiacz - mają fioła na punkcie prania i porządku to jest fakt natomiast zgniłe warzywa przy krawężniku i wylewanie nieczystości w Hutongu to już inna inszość.
Wczorajsze 10 kilometrów zrobiło swoje i niestety ale dziś gdy nadszedł dzień wyjazdu do Szanghaju i dzień noszenia walizeczki cięższej znacznie to przestaje to być zabawne- boli mnie tyłek.
Ulewy w Chinach niestety nie przynoszą ani krzty ochłodzenia- chodziłam wiec w kurtce, bo padało cały dzień dość obficie, ale pociła się przy tym niesłychanie. Pociąg do Szanghaju miałam, po 18 więc cały dzień spędziłam na łażeniu po mieście.
Dworzec w kantonie oczywiście wielki- specjalne samochodu dowarza pasażerów na perony- cud techniki.
Kolejne spostrzeżenie - zagadka:
- chińczycy są strasznie szczupli a ciągle jedzą - czy ja też mogę tam samo? Ciekawa jestem, z czego to wynika, a porcje wbrew pozorom wcale nie takie znów malutkie.