Spałam jak zabita – noc upłynęła mi cudownie, odpoczywałam, zmęczyły mnie ostatnie dwa dni biegania i zwiedzania. Od rana patrzyłam za okno i nie mogłam się nadziwić- taka piękna wieś chińska, pola ryżowe, ludzie w słomkowych kapeluszach pielących, pochyleni w pół.
Po raz pierwszy od przyjazdu spotkam się z kimś ze świata, w którym żyję, tego bardziej luksusowego, czystego, schludnego- Natalia mieszka w Chinach od 6 miesięcy i będzie tutaj jeszcze do grudnia. Pokochała Szanghaj, więc nie mogę się doczekać, aż zobaczę coś, a propos czego byłam sceptycznie nastawiona.
Pierwsze wrażenie: jak wszędzie: wielopoziomowe ulice, wszystko wielkie, włącznie z hałasem, siedzenie na schodach, chodniku, na trawie dozwolone, parku przy dworcu brak- czekam…mam 3 godziny.
Do Natalii jedziemy taksówką- to pierwszy taki luksus tutaj i mam nadzieję ze ostatni: szaleńcza jazda i jeszcze za to płacisz.
A teraz zagadka: ile rowerów zmieści się w jednym rzędzie na jednopasmowej ulicy? W Polsce zapewne byłyby to dwa w porywach do trzech ale w chińskiej kulturze wygląda to zgoła inaczej: 5-6 rowerów, dwa samochodu, dwa coś co przypomina motorower i osoby piesze w ilości bliżej nie określonej. Szanghaj niewiele się różni w tym względzie, więc pomysł Natalii na podróżowanie i zwiedzanie Szanghaju rowerem wydał mi się wybitnie interesujący. Podczas 5 godzinnej jazdy upewniłam się, że nie bez powodu proponowano mi pakiet ubezpieczeniowy „sporty ekstremalne” i jak zginę pod cudzymi kołami to zapewne z braku tegoż ww. pakietu ubezpieczenia nie wypłacą. Jednakże nie oszukujmy się rower to najlepszy bodajże i jedyny szybki sposób na zwiedzenie Sza.
A teraz małe kulinarne impresje: zachwyt wywołała zupa za 3Y z wielkimi grzybami mun i kluskami z typowej yum yumki. Miska wielka i apetyt zaspokojony a wszystko za niespełna 2 złote- raj na ziemi.
Miałyśmy okazję polatać po świątyni Jade i po wspaniałych biednych okolicach- z każda chwilą przestawałam żałować przyjazdu do Sza, wobec którego nie ukrywam byłam wyjątkowo sceptycznie nastawiona.
Jutrzejszy dzień zapowiadał się równie fascynująco - planujemy tym razem metrową wyprawę na bund i targ robaczy - mniam.