Geoblog.pl    mayli    Podróże    Chiny, Hong Kong, Makao 2006    targ skaczących robaków i stworzeń do niczego nie podobnych
Zwiń mapę
2006
07
wrz

targ skaczących robaków i stworzeń do niczego nie podobnych

 
Chiny
Chiny, Shanghai
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10308 km
 
Pobudka o zgrozo o 8 godzinie. Dzień zapowiadał się piękny: słońce, wiaterek słowem to, czego jeszcze w Chinach nie widziałam.
Pierwszy przystanek to robaczany targ – wrzaski, szaleństwo i podskakujące robaki, larwy w zawijątkach i jakby tego było mało złote, srebrne i jakie tylko zechcesz rybki w misce- jednym słowem typowo chiński krajobraz. Po raz pierwszy od wielkich ciężarowych pająków, na Lantau widziałam zwierzynę żywa i niestety przyznaje, że znów nieco obleśna i zniechęcająca. Następny przystanek zakupy: zdecydowała się kupić troszkę pamiątek i jak się okazało Szanghaj to znakomite miejsce ale są jednak pewne zasady: po 1 nawet jeśli chińczycy znają język angielski to udają ze nie znają ale jak przychodzi do kupowania okazuje się ze znają lepiej niż ty
Po 2 jeśli znasz, choć kilka wyrazów po chińsku to udawaj ze to nie prawda- nie warto się wychylać, bo wtedy zaczyna się prawdziwa cwaniacka mordęga cenowa. Efekty za to potrafią być onieśmielające: ceny stargowane do baaardzo niskich o około 60-70 % mnie zadowalały, bo wyjściowa cena, choć według nich i mnie oczywiście była i tak do zniesienia. Na Bundzie czułam się niczego nie ujmując jak w Europie. Zdecydowałyśmy się na nieco ekskluzywne danie w pierogarni: może mój wygląd nie predestynował mnie do wchodzenia do czystej schludnej, nie śmierdzącej restauracji ale cóż skoro już wlazłam to zjem. Pierogi, czyli dosłownie dumplings były wspaniałe: z mięsem, z robakami jakimiś( nie chcę wiedzieć, jakimi), owocami morza, roślinami, sałatami, z powietrzem i serem dziwnym i innych dziesiątki rodzajów- ciężko się najeść natomiast pozostaje uczucie znajome mi przez cały pobyt w Chinach: akuratność- nie za dużo nie za mało po prostu akurat.
Niestety wszystko, co dobre szybko się kończy i przyszedł czas powrotu do Pekinu- pociąg, na który ledwo dostałam bilety miał odjazd planowany na 20:02 i jak to w Chinach odjedzie co do sekundy albo chwilę wcześniej- ach. Ciągnąc, więc swoją piękną i olbrzymia walizeczkę po schodach stwierdziłam, że jej kondycja niestety ale jest coraz gorsza - kółeczka przestają stanowić zgrany team natomiast podpórka z przodu niestety ale przestała być podpórką 10 kilogramów temu- wierzę że dotrwa do domu i że jeszcze tych kilka chwil po współpracuje ze mną. Na dworcu wszechobecny gwar i krzyki, pchający się ludzie jednym słowem: Sajgon nie obrażając. Jestem w pociągu: siedzę na sztywno, na baczność, a jechać będę, co najmniej 14 godzin a właściwie jak się później okazało 15,5 godziny. Pani walizeczka leży grzecznie pod moimi nogami a siedzenia stworzono zdecydowanie dla chińczyków- no, bo, po co dostosowywać standardy do europejczyków skoro procentowo zawsze wypadami jako goście nadzwyczaj mizernie. Spanie polegało na opieraniu głowy na złożonych na krzyż rękach i opieranie całej tej konstrukcji na stoliku- po 30 minutach zdrętwiałe ręce niestety odmawiały posłuszeństwa a w planie zaraz po opuszczeniu pociągu i kąpieli pod prysznicem wycieczka do Świątyni Nieba, więc ambitnie. Ale nic na razie odpoczywam w szerokim cudzysłowie i czekam na niestety ale przedostatni dzień na chińskiej ziemi.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
mayli
kasia kozłowska
zwiedziła 6% świata (12 państw)
Zasoby: 31 wpisów31 1 komentarz1 40 zdjęć40 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
01.11.2008 - 20.11.2008
 
 
23.08.2006 - 10.09.2006