Geoblog.pl    mayli    Podróże    Karaiby, NY i Miami    red lady
Zwiń mapę
2008
10
lis

red lady

 
Barbados
Barbados, Bridgetown
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13119 km
 
Barbados przywitał nas sporą ulewą. Niestety deszcz tropikalny towarzyszył nam w gruncie rzeczy przez cały dzień. Postanowiliśmy pojechać autobusem do Batscheeby – w piękne miejsce na przeciwległym wybrzeżu. Wycieczka udała się wspaniale. Wybraliśmy lokalne autobusy, które okazały się być względnie punktualne. Razem z nami jechał pełen autobus wyładowany ludźmi z zakupami, tobołkami, było gwarno i wesoło i jednocześnie cały czas lało. Nie zmniejszyło to jednak upału, a moja skóra po lekkim opaleniu wygląda na indiańską ozdobiona przedwojennymi tańcami. Jestem czerwona, kapie mi z czoła europejski pot, a niebieski kolor oczy jeszcze dodaje dramatyzmu. Obok nas w autobusie siedział chłopiec z tatą i wyraźnie mnie obgadywał – widziałam, ale udawałam nie zainteresowaną, żeby go nie spłoszyć. Tata ciągle mówił mu, żeby się na mnie nie patrzył, bo nie wypada, ale dziecko jak to dziecko. Nagle nie wytrzymał i skonstatował raczej głośno i dobitnie: She’s a Red Lady!!! Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Chłopiec nieco się zmieszał, ale ja zostałam już Czerwoną Panią do końca wyjazdu. Nie mógł się biedak nadziwić, jaki mam nietypowy wygląd, zresztą wcale mu się nie dziwię... Po godzinie jazdy dotarliśmy na miejsce.

Batscheeba na szczęście oszczędziła nam ulewy i mogliśmy w spokoju podziwiać widoki. Masywy skalne wypłukane przez wodę i wielkie fale, na których w oddali surfowali, co bardziej odważni. Widok był zachwycający, zapierał dech a szum oceanu w połączeniu z odległym czarnym od deszczu pokazywał na co stać naturę. Plaża roiła się od małych krabów, które niczym nie zrażona łaziły nam po butach. Nie przeszkadzało to jednak miejscowym chłopcom bawić się na bosaka w szalejącym oceanie i wyławiać muszle. Chudziutcy chłopcy zupełnie czekoladowi mieli świetna zabawę zakopując w piachu zdobycze. Droga powrotna zajęła nam nieco więcej czasu, bo autobus nie był już aż tak punktualny. W dalszym ciągu jednak kosztował dużo mniej niż taksówka i dawał szanse zobaczyć jak ludzie żyją, zachowują się, o czym rozmawiają (na Barbadosie i pozostałych wyspach językiem urzędowym jest połączenie dialektu z angielskim, dzięki czemu można coś nie coś zrozumieć).

Stolica Barbadosu – Bridgestone to bardzo ładne miasto, dość duże i pełne zabytkowych kolonialnych budowli. W mieście jest też strasznie dużo wszelakiej maści sklepów i sklepików sprzedających wszystko od mydła po suknie ślubne. Próżno tam jednak szukać pięknych pamiątek i klimatu karaibskiego – miasto jest bardzo europejskie. Pamiątki na Karaibach to był spory problem - ładne kosztowały bajońskie sumy i można je było kupić dopiero w strefie tranzytowej wracając na statek w zasadzie historia powtarzała się w każdym porcie.

Barbados nas zachwycił, pełno tam kwiatów, wspaniałych i nietypowych roślin jak palma – serce, dziwnych płochliwych zwierzątek z długim ogonem i nieco bogatszym futrem niż szczur więc może małpek, można ta wyspę oglądać i się delektować nie koniecznie przez okno kosztownej taksówki. Warto, warto i jeszcze raz warto.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
mayli
kasia kozłowska
zwiedziła 6% świata (12 państw)
Zasoby: 31 wpisów31 1 komentarz1 40 zdjęć40 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
01.11.2008 - 20.11.2008
 
 
23.08.2006 - 10.09.2006