Wyspa jest wspaniała. Kolory, które tam dominują to niebieski, żółty, różowy i wiele odcieni zielonego i szarego. Nigdzie nie widziałam tak wspaniałej stolicy, w które wszystkie domy mają swoje miejsce i stanowią w kompozycji idealną całość. Nigdzie też nie spotkałam malowideł na ścianach, które nie są tylko głupimi podpisami zbuntowanych nastolatków ale prawdziwymi dziełami sztuki. Nigdzie też nie widziałam w małym zaułku zrobionego z gipsu i przyklejonego do ściany wielkiego obrazu łącznie z motylami, kwiatami i niebem. Willemstad to wielkie dzieło sztuki, które zachwycało mnie na każdym kroku. Blisko miasta jest również plaża z miłym piaskiem i choć nie tak spektakularna jak poprzednie i możliwością uprawiania sportów wodnych, więc każdy znajdzie coś miłego i interesującego. Curacao to wyspa, na której najbardziej widać wpływy holenderskie. Może i na Antidze gdzie stały budki telefonicznie rodem z Wielkiej Brytanii, na St. Lucii, na które w zasadzie dominują francuskie samochodu, na St. Thomas gdzie oprócz amerykańskich jeepów i wielkich sedanów krążowników niewiele innych marek, też widać wpływy matek, ale na tej wyspie wszystko jest z Holandii. Masło, słodycze, piwo, podkładki pod holenderskie kufle, krzesła i zabawki, a kończąc na napisach i urzędowym języku na całym Curacao. Większość osób zna angielski ale znacznie chętniej mówią po holendersku. Na wyspie można kupić bardzo wiele ciekawych rzeczy np. metalowe jaszczurki – symbol wyspy, który podobno jest tutaj często spotykany, fajnie drewniane i niekoniecznie tandetne pamiątki z wyspy, tanie kosmetyki i podrobione słabo ubrania i zegarki. To co się zupełnie nie udało miejscowym to pocztówki – tandetne i niekoniecznie oddającej atrakcyjność okolicy. Wyspa podzielona jest czymś w rodzaju rzeki czy też kanału, po którego obu stronach świat wygląda inaczej. Jedna strona to taki raj dla turystów, druga strona to zupełnie spokojna, bardzo przesiąknięta kultura miejscową raczej Karaibska okolica, gdzie można kluczyć godzinami w zaułkach równie kolorowych jak po drugiej stronie ale znacznie bardziej tradycyjnych, mnie zadbanych ale nie wiem czy nie piękniejszych. Sklepy wyglądają tam mniej ucywilizowanie i to właśnie tam podobało mi się jeszcze bardziej.
Można było na pewno wybrać się na jakieś piękne plaże, ponurkować czy odwiedzić którąś z opisywanych atrakcji turystycznych, ale dla mnie spacerowanie po tym pięknym mieście i poznanie go bliżej było wielką przyjemnością.
Przed powrotem zrobiliśmy spore napojowe zakupy ze względu na to, że najbliższe dwa dni mieliśmy spędzić na morzu odpoczywając.